Mistrz a religia (Lem 4a)
CHMURA: ateizm Mistrza? ja myślę sobie, że Mistrz nie jest ateistą-radykałem (nie twierdzi, że pana b. nie ma, bo niby skąd mialby to wiedzieć?). Mistrz jest - chyba - agnostykiem, tzn. uważa, że nie wiadomo, czy pan b. jest, czy nie, podobnie jak nie wiadomo, i - ze względu na fundamentalną ograniczoność naszych zwierzęco małpich "narzędzi poznawczych" - nigdy nie będzie (nam) wiadomo, wielu innych ważnych rzeczy. zawsze tak myślalem... w „solaris” Mistrz pisze o koncepcji "ułomnego boga", który - jak solaryjski ocean - może naprawdę wiele, lecz jednak nie jest wszechmocny... na to snaut (chyba snaut...) zauważa, że takim "ułomnym bogiem" jest człowiek (w końcu też potrafimy wiele, coraz więcej, lecz nie wszystko...).
CHMURA: zastanawiałem się zawsze, skąd u Mistrza wziął się ten pomysł "ułomnego pana b."... może stąd, że "pan b." "wszechmogący", a nie "ułomny", jest alogiczny, a przez to bardzo trudny do wyobrażenia, a także do moralnego zaakceptowania. wszak, "skoro jest wszechmocny", odpowiada za ZŁO (w tym momencie pomyśl, mia, o doznaniach antylopy zjadanej żywcem przez lwa; i o tej wziętej z ulicy licealistce przed poderżnięciem gardła przez trzy doby gwałconej na melinie przez chłopców z miasta..., :). smile, mia.
CHMURA: pycha, mia? nie... po prostu, piszę, co myślę. niby dlaczego mam - jak owca prowadzona na rzeź - akceptować różne wybryki pana b.? a nie jest tego mało; i - jak dobrze wiesz - nie chodzi o drobiazgi... . otóż nie jestem owcą. taka bierna zgoda na każdą zagrywkę pana b. pachnie mi po prostu masochizmem. owszem pan b., jak piszesz, "nie musi" i "może zniszczyć". jego broszka. ale ja z kolei mogę mieć na to swój pogląd, mogę oceniać... nota bene: mam jamnika i - oczywiście - nie muszę się przed nim tłumaczyć, jak go kopnę; więcej: mogę go po prostu zarżnąć nożem. ale sąsiad spod szesnastki, który będzie to widział, zapewne będzie wiedział, co ma mysleć, i powie o mnie kioskarce: "ten psychopata".
CHMURA: nie krzycz, mia, i posłuchaj: przecież CAŁA nasza wiedza, zarówno "empiryczna", jak i "logiczna" (ta o bogu i podobnych sprawach, a nie ta o skutecznych technikach skoków z gałęzi na gałąź lub o sposobach przyrządzania tagliatelle z łososiem itd.), jest w sposób oczywisty zawodna. mamy pozwierzęce zmysły i pozwierzęcy rozum; wszystko to wyrosło nam w toku ewolucji po to wlasnie, żebysmy coraz lepiej radzili sobie ze skokami z gałęzi na gałąź itd. to jest "nasza skala": te skoki, na tym się znamy, tym - mniej więcej - wolno nam się zajmować... pod nami jest jedna nieskończoność mikroświata, gdzie nasz język i nasze pojęcia w ogóle do niczego nie przystają; nad nami jest druga, równie nam obca, nieskończoność makroświata (kosmosu). na dodatek gödel pokazał, że osnowa naszego myślenia, czyli nasza logika, jest jakby "sprzeczna wewnętrznie", :), . i jak ktoś taki może cokolwiek ustalić na temat "natury świata", nie mówiąc już o "istnieniu boga" (co by to nie miało znaczyć)?? dlatego chmura ma stanowisko agnostyków za rozsądniejsze od buńczucznej tezy ateistów-radykałów... chmurze wydaje się, że "wie, że nic nie wie".
CHMURA: i, oczywiście, mia ja "uznaję" wiarę w tym sensie, że wiem o jej istnieniu i ją szanuję. uważam, że człowiek miewa różne potrzeby, wśród nich są bardzo ważne (może najważniejsze...) potrzeby "metafizyczne" (chodzi np. o potrzebę ustalenia: "po co istnieję?", "jaki jest sens życia"?, "co jest dobre, a co złe?" itp.; chodzi również - myślę - o coś, co na swój prywatny użytek nazywam metafizyczną potrzebą "obcowania z transcendencją". Otóż - moim zdaniem - religia ("wiara", jak to nazywasz) jest - najbardziej rozwiniętą - instytucją, wytworzoną przez społeczeństwa w celu zaspakajania "potrzeb metafizycznych". nie jest jednak jedyną instytucją, która te potrzeby - gorzej lub lepiej - zaspokaja. np. jestem zdania, że na pytania typu: "po co istnieję?", "jaki jest sens życia"?, "co jest dobre, a co złe?" można odpowiedzieć samodzielnie, odwołując się do rozumu i do serca. również "obcować z transcendencją" można rozmaicie (np. ja ostatniej nocy "obcowałem z transcendencją", kiedy - pełen hiszpańskiego wina - słuchałem z er. wokaliz lisy gerrard z dead can dance; oczywiscie nie neguję możliwości "obcowania z transcendencją" szymona słupnika czy przeżywającej ekstatyczne uniesienie dewotki). pozdrawiam Cię, mia.
CHMURA: zastanawiałem się zawsze, skąd u Mistrza wziął się ten pomysł "ułomnego pana b."... może stąd, że "pan b." "wszechmogący", a nie "ułomny", jest alogiczny, a przez to bardzo trudny do wyobrażenia, a także do moralnego zaakceptowania. wszak, "skoro jest wszechmocny", odpowiada za ZŁO (w tym momencie pomyśl, mia, o doznaniach antylopy zjadanej żywcem przez lwa; i o tej wziętej z ulicy licealistce przed poderżnięciem gardła przez trzy doby gwałconej na melinie przez chłopców z miasta..., :). smile, mia.
CHMURA: pycha, mia? nie... po prostu, piszę, co myślę. niby dlaczego mam - jak owca prowadzona na rzeź - akceptować różne wybryki pana b.? a nie jest tego mało; i - jak dobrze wiesz - nie chodzi o drobiazgi... . otóż nie jestem owcą. taka bierna zgoda na każdą zagrywkę pana b. pachnie mi po prostu masochizmem. owszem pan b., jak piszesz, "nie musi" i "może zniszczyć". jego broszka. ale ja z kolei mogę mieć na to swój pogląd, mogę oceniać... nota bene: mam jamnika i - oczywiście - nie muszę się przed nim tłumaczyć, jak go kopnę; więcej: mogę go po prostu zarżnąć nożem. ale sąsiad spod szesnastki, który będzie to widział, zapewne będzie wiedział, co ma mysleć, i powie o mnie kioskarce: "ten psychopata".
CHMURA: nie krzycz, mia, i posłuchaj: przecież CAŁA nasza wiedza, zarówno "empiryczna", jak i "logiczna" (ta o bogu i podobnych sprawach, a nie ta o skutecznych technikach skoków z gałęzi na gałąź lub o sposobach przyrządzania tagliatelle z łososiem itd.), jest w sposób oczywisty zawodna. mamy pozwierzęce zmysły i pozwierzęcy rozum; wszystko to wyrosło nam w toku ewolucji po to wlasnie, żebysmy coraz lepiej radzili sobie ze skokami z gałęzi na gałąź itd. to jest "nasza skala": te skoki, na tym się znamy, tym - mniej więcej - wolno nam się zajmować... pod nami jest jedna nieskończoność mikroświata, gdzie nasz język i nasze pojęcia w ogóle do niczego nie przystają; nad nami jest druga, równie nam obca, nieskończoność makroświata (kosmosu). na dodatek gödel pokazał, że osnowa naszego myślenia, czyli nasza logika, jest jakby "sprzeczna wewnętrznie", :), . i jak ktoś taki może cokolwiek ustalić na temat "natury świata", nie mówiąc już o "istnieniu boga" (co by to nie miało znaczyć)?? dlatego chmura ma stanowisko agnostyków za rozsądniejsze od buńczucznej tezy ateistów-radykałów... chmurze wydaje się, że "wie, że nic nie wie".
CHMURA: i, oczywiście, mia ja "uznaję" wiarę w tym sensie, że wiem o jej istnieniu i ją szanuję. uważam, że człowiek miewa różne potrzeby, wśród nich są bardzo ważne (może najważniejsze...) potrzeby "metafizyczne" (chodzi np. o potrzebę ustalenia: "po co istnieję?", "jaki jest sens życia"?, "co jest dobre, a co złe?" itp.; chodzi również - myślę - o coś, co na swój prywatny użytek nazywam metafizyczną potrzebą "obcowania z transcendencją". Otóż - moim zdaniem - religia ("wiara", jak to nazywasz) jest - najbardziej rozwiniętą - instytucją, wytworzoną przez społeczeństwa w celu zaspakajania "potrzeb metafizycznych". nie jest jednak jedyną instytucją, która te potrzeby - gorzej lub lepiej - zaspokaja. np. jestem zdania, że na pytania typu: "po co istnieję?", "jaki jest sens życia"?, "co jest dobre, a co złe?" można odpowiedzieć samodzielnie, odwołując się do rozumu i do serca. również "obcować z transcendencją" można rozmaicie (np. ja ostatniej nocy "obcowałem z transcendencją", kiedy - pełen hiszpańskiego wina - słuchałem z er. wokaliz lisy gerrard z dead can dance; oczywiscie nie neguję możliwości "obcowania z transcendencją" szymona słupnika czy przeżywającej ekstatyczne uniesienie dewotki). pozdrawiam Cię, mia.
5 Comments:
A jeśli chodzi o Pana Boga-okrutnika, to Pan Bog DOSKONALE wie (często w odróżnieniu od ludzi), co robi, Niekiedy to, co wydaje nam się okropne, wychodzi na zdrowie. Dzieki pewnemu wydarzeniu w moim zyciu, za które jestem Panu Bogu wdzieczna, nawet jeśli moja wdzięczność może być zdziwieniem dla wielu ludzi, dotarlam tam, gdzie NIGDY nie miałabym odwagi dotrzec- do najgłębszego miejsca w ciele człowieka- do swojego wnętrza. Człowiek tak się boi bolu, tak się zaslania pancerzem, byleby tylko go nie czuc, az do tego stopnia, ze pewne rzeczy spycha do podświadomości lub stosuje forme wyparcia,ze to co się zdarzylo, nie było wcale takie okropne. A im człowiek inteligentniejszy, tym sprawniej, i tym gorzej dla samego siebie, sobie z tym radzi. Ale ta podświadomość ciagle w człowieku wrze i nie daje spokojnie zyc. Może i otwarcie ran NIESAMOWICIE boli, może i zabiera dobre pare lat z zycia człowieka, ale pozwala człowiekowi stac się takim, jakiego Pan Bog go stworzyl zanim doświadczenia życiowe zrobily z człowieka karykature, nawet jeśli to successful karykatura i pozwala na przykład przełamać lek przed bliskocia. Wyglaszam ta teze z taka pewnością z uwagi na to, doświadczyłam tego na wlasnej skorze. Pan Bog na tyle mnie znal i na tyle mnie bardzo kochal, ze nie mogąc znieść, na jakie zycie się godze i jak w doskonaly sposób spycham bol i w ten sposób odpowiedzialność na sama siebie, drastyczny krok uczynil, abym się na chwile zatrzymala w swoim zyciu i w ten sposób uniemożliwił mi droge sprytnego uciekania od swojego bolu. A kiedy w jednym momencie odebrane sa wszystkie alternatywy ucieczki, trzeba sobie spojrzec w twarz i stoczyc najciezsza walke- z samym soba i ze swoim wypieraniem prawdy. Nawet jeśli ta prawda tyczy Twoich najbliższych i staja się oni niekiedy najdalszymi bliskimi.
Niektóre natomiast rzeczy nie sa od Pana Boga- np. gwałcenie dziewczyny przez 3 doby. Można się spytac- dlaczego Pan Bog się na to godzi??? To przeciez zadziwiające!!! Pan Bog dal nam WOLNA wole, gdybyśmy zostali pozbawieni wolnej woli, żylibyśmy jak jakies maszynki, a ja taka maszynka za zadne skarby nie chciałabym być (wiem doskonale, co to znaczy być maszynka, w moim przypadku do przetwarzania wiedzy-wybieram wrażliwość a nie reaktywność-czyli wolna wole). Wolna wola jest najwyzsza forma przejawu zaufania Boga do człowieka-to ludzie popełniają bledy, nie Pan Bog. Chociaz obsada rol się zmienia, to scenariusz toksycznych zachowan może powtarzac się z pokolenia na pokolenie, bez konca. Rodzinny dramat moze wyglądać i brzmiec inaczej w kolejnych generacjach, ale wszystkie toksyczne wzorce przynosza to samo: bol i cierpienie. A to sprawia, ze pojawia się problem chorego spolecznstwa. Nie sadze, ze takie mlodziki, którzy gwałca dziewczyne przez 3 doby, sa zdrowi psychiczni, nawej jeśli potrzeby fizycznego kontaktu sa 10-krotnie wyższe u mężczyzn. Nie sadze, ze Pan Bog stwarza zlych ludzi, to nie wina Pana Boga, ze ludzie z wolna wola, w wyniku swojej totalnej bezmyślności, niezależnie, czy sa na stanowisku czy nie, bo we wszystkich sferach toksyczne zachowani występują, generują kolejne pokolenia chorych ludzi. Problemy tego typu sa przejawem jedyniem ludzkiego „wodomozgowia” i braku checi wejrzenia glebiej- w całkowitej prawdzie w swoje serce- w celu przelamania rodzinnego cyklu.
Co się tyczy zazerania antylope przez lwa- dla mnie to prawa natury. Uwazam, ze takie antylopy pewnie zyja spokojniej niż ludzie, nawet jeśli musza przez cale zycie być swiadome niebezpieczeństwa. Chociaz ich zyciem kieruja stale, niezmienne prawa. A Ordnung muss sein, i zwierzata tego Ordnungu na szczescie nie zmieniaja i zyja w pokorze- czyli w pogodzeniu się na swój los. Może i to dla nas ludzi niesamowicie brutalne (osoboscie trudno mi patrzec na takie akty przemocy), ale nie sadze, żeby był sens uzalania się nad tym, co jest dzikie i jednoczesnie piekne. Niekiedy powinniśmy zachowywac się jak zwierzęta, być bardziej dzikimi-wyrazac swój gniew, zal, a nie stawac się zgorzkniałymi, nieczujacymi wartości swojego istnienia ludzmi- a z pewnością mniej byloby problemow emocjonalnych ( co jest wyjaśnione pod względem psychologicznym). Od zwierzat powinniśmy się wiele nauczyc- nauczyc się nie dumac zbytecznie nad swoim zyciem, godzic się na swoje ograniczenia i na swoje miejsce we wszechświecie. Jak patrze na stadko antylop, widze bardziej spokojne od ludzkich spojrzenia, chociaz sa to spojrzenia czujne. Zatem zamiast zastanawiac się nad tym, co jest potężniejsze od nas i faktycznie, czego nie jesteśmy w stanie ogarnąć rozumem, może lepiej byloby bardziej rozwinąć swoja dzikość, i jednoczesnie piekno- czyli kierowanie się wlasnym instynktem, intuicja i sercem. Bo współczesny swiat zabija wlasnie PIEKNO. Może po prostu nie czynilibyśmy wówczas z siebie nadludzi, którzy sa w stanie znieść kazde cierpienie i czasem byśmy, bez zadnych wyrzutow. pogryzli wroga, kiedy nas zniewaza i nauczylibysy się, ze gniew jest taka sama emocja jak radosc czy lek.
http://www.youtube.com/watch?v=T_GzPCJWTmE
.
http://www.youtube.com/watch?v=gCS4SIBDJSg
Ja nie mam "pozazwierzecego umyslu", ani zmysłów, Panie Doktorze.Moj mozg jest ARCYDZIELEM Pana Boga.
Trudno uwierzyć w dobroć Pana Boga osobom, których ojcowie nie śpiewali "kołysanek". Bóg wie lepiej, co jest dla nas dobre, lepiej od nas, nawet jeśli niektóre życiowe sytuacje mogą się przez chwilę wydawać końcem świata.
http://www.youtube.com/watch?v=W2ZfcEkseSc
Prześlij komentarz
<< Home