CHMURA: ateizm Mistrza? ja myślę sobie, że Mistrz nie jest ateistą-radykałem (nie twierdzi, że pana b. nie ma, bo niby skąd mialby to wiedzieć?). Mistrz jest - chyba - agnostykiem, tzn. uważa, że nie wiadomo, czy pan b. jest, czy nie, podobnie jak nie wiadomo, i - ze względu na fundamentalną ograniczoność naszych zwierzęco małpich "narzędzi poznawczych" - nigdy nie będzie (nam) wiadomo, wielu innych ważnych rzeczy. zawsze tak myślalem... w „solaris” Mistrz pisze o koncepcji "ułomnego boga", który - jak solaryjski ocean - może naprawdę wiele, lecz jednak nie jest wszechmocny... na to snaut (chyba snaut...) zauważa, że takim "ułomnym bogiem" jest człowiek (w końcu też potrafimy wiele, coraz więcej, lecz nie wszystko...).
CHMURA: zastanawiałem się zawsze, skąd u Mistrza wziął się ten pomysł "ułomnego pana b."... może stąd, że "pan b." "wszechmogący", a nie "ułomny", jest alogiczny, a przez to bardzo trudny do wyobrażenia, a także do moralnego zaakceptowania. wszak, "skoro jest wszechmocny", odpowiada za ZŁO (w tym momencie pomyśl, mia, o doznaniach antylopy zjadanej żywcem przez lwa; i o tej wziętej z ulicy licealistce przed poderżnięciem gardła przez trzy doby gwałconej na melinie przez chłopców z miasta..., :). smile, mia.
CHMURA: pycha, mia? nie... po prostu, piszę, co myślę. niby dlaczego mam - jak owca prowadzona na rzeź - akceptować różne wybryki pana b.? a nie jest tego mało; i - jak dobrze wiesz - nie chodzi o drobiazgi... . otóż nie jestem owcą. taka bierna zgoda na każdą zagrywkę pana b. pachnie mi po prostu masochizmem. owszem pan b., jak piszesz, "nie musi" i "może zniszczyć". jego broszka. ale ja z kolei mogę mieć na to swój pogląd, mogę oceniać... nota bene: mam jamnika i - oczywiście - nie muszę się przed nim tłumaczyć, jak go kopnę; więcej: mogę go po prostu zarżnąć nożem. ale sąsiad spod szesnastki, który będzie to widział, zapewne będzie wiedział, co ma mysleć, i powie o mnie kioskarce: "ten psychopata".
CHMURA: nie krzycz, mia, i posłuchaj: przecież CAŁA nasza wiedza, zarówno "empiryczna", jak i "logiczna" (ta o bogu i podobnych sprawach, a nie ta o skutecznych technikach skoków z gałęzi na gałąź lub o sposobach przyrządzania tagliatelle z łososiem itd.), jest w sposób oczywisty zawodna. mamy pozwierzęce zmysły i pozwierzęcy rozum; wszystko to wyrosło nam w toku ewolucji po to wlasnie, żebysmy coraz lepiej radzili sobie ze skokami z gałęzi na gałąź itd. to jest "nasza skala": te skoki, na tym się znamy, tym - mniej więcej - wolno nam się zajmować... pod nami jest jedna nieskończoność mikroświata, gdzie nasz język i nasze pojęcia w ogóle do niczego nie przystają; nad nami jest druga, równie nam obca, nieskończoność makroświata (kosmosu). na dodatek
gödel pokazał, że osnowa naszego myślenia, czyli nasza logika, jest jakby "sprzeczna wewnętrznie", :), . i jak ktoś taki może cokolwiek ustalić na temat "natury świata", nie mówiąc już o "istnieniu boga" (co by to nie miało znaczyć)?? dlatego chmura ma stanowisko agnostyków za rozsądniejsze od buńczucznej tezy ateistów-radykałów... chmurze wydaje się, że "wie, że nic nie wie".
CHMURA: i, oczywiście, mia ja "uznaję" wiarę w tym sensie, że wiem o jej istnieniu i ją szanuję. uważam, że człowiek miewa różne potrzeby, wśród nich są bardzo ważne (może najważniejsze...) potrzeby "metafizyczne" (chodzi np. o potrzebę ustalenia: "po co istnieję?", "jaki jest sens życia"?, "co jest dobre, a co złe?" itp.; chodzi również - myślę - o coś, co na swój prywatny użytek nazywam metafizyczną potrzebą "obcowania z transcendencją". Otóż - moim zdaniem - religia ("wiara", jak to nazywasz) jest - najbardziej rozwiniętą - instytucją, wytworzoną przez społeczeństwa w celu zaspakajania "potrzeb metafizycznych". nie jest jednak jedyną instytucją, która te potrzeby - gorzej lub lepiej - zaspokaja. np. jestem zdania, że na pytania typu: "po co istnieję?", "jaki jest sens życia"?, "co jest dobre, a co złe?" można odpowiedzieć samodzielnie, odwołując się do rozumu i do serca. również "obcować z transcendencją" można rozmaicie (np. ja ostatniej nocy "obcowałem z transcendencją", kiedy - pełen hiszpańskiego wina - słuchałem z er. wokaliz lisy gerrard z dead can dance; oczywiscie nie neguję możliwości "obcowania z transcendencją" szymona słupnika czy przeżywającej ekstatyczne uniesienie dewotki). pozdrawiam Cię, mia.